Obserwatorzy

poniedziałek, 10 marca 2008

Tajemnice miłości w mitach greckich - ZYGMUNT KUBIAK


Do Afrodyty, którą z pewnym zdziwieniem widzimy niedaleko od Aresa, a nawet i w stadle z Hefajstosem, ośmielimy się teraz zbliżyć jako do wielkiej bogini. Jest to patronka piękności, miłości i płodności. Genezę jej imienia, Aphrodite, etymologowie uważają za niepewną, chociaż łatwo zrozumieć pokusę dosłuchania się w nim wyrazu aphros, „piana”. Bardzo dawno temu Grecy ulegli owej pokusie. Już w „Teogonii” (w. 188–195) czytamy o tym, jak bogini narodziła się z piany otaczającej rodne części Uranosa, odcięte przez Kronosa i rzucone w morze.






Kiedy tylko on odciął te części stalowym sierpem

I z lądu je rzucił do burzącego się morza,

Przez długi czas fale niosły je, a dokoła

Biała zebrała się piana z nieśmiertelnego ciała,

Z niej zaś wyrosła dziewczyna. Najpierw się zbliżyła

Do świętej Kytery, potem do śródmorskiego Cypru.

I oto stanęła bogini pełna czci i przepiękna,

A trawa bujnie rosła pod jej kształtnymi stopami.





Dalej powiada Hezjod, że bogowie i ludzie Afrodytą ją nazywają, ponieważ w pianie (en aphro) ukształtowała się, Kyterejką z powodu zbliżenia się do wyspy Kytery, Cypryjką zaś z rodu (Kyprogenes), bo „urodziła się na osaczonym falami Cyprze”. Czczono Afrodytę w całym greckim świecie, lecz świątynie w Pafos i Amatos na Cyprze cieszyły się szczególną sławą. Jeśli Homer nieraz nazywa Afrodytę Kiprydą (Kypris, Kypridos; jak my to często odtwarzamy: Cyprydą), jest to jeden z tropów wskazujących, którędy przyszła ona do Grecji. Prastary był też kult bogini na leżącej u południowo-wschodniego wybrzeża Peloponezu wyspie Kyterze. Jak twierdzą w swoich dziełach Herodot (1, 105) i Pauzaniasz (1, 14, 7), właśnie tą drogą, przez Cypr i Kyterę, przywędrował ze Wschodu, z Askalonu i innych miejsc, kult bogini, którą nazywają oni Aphrodite Urania, „Niebiańską Afrodytą”. Mówiąc, iż cześć jej przynieśli Asyryjczycy i Fenicjanie, każą się nam domyślać związku greckiej patronki miłości z asyryjską Mylittą, fenicką Astarte, syryjską Derketo. Tamte wschodnie boginie miłości może odsłoniły przed Grekami niejedną cechę owej boskiej władczyni i sposobu hołdu, jaki należy jej oddawać. Lecz dzisiejsi badacze starają się też ujrzeć choćby pierwszy jej zarys w religii plemion nad Morzem Egejskim, czy to przed nadejściem przodków Greków, czy już po ich osiedleniu się. Domysły takie owinęły się na przykład wokół imienia Ariadne, które spotykamy w dziejach Tezeusza; nie można zaiste wykluczyć, iż miano to, etymologicznie greckie (Ari--adne, „bardzo święta”), zanim stało się własnością córki Minosa i Pasyfae, oznaczało w świecie egejskim boginię, której jeszcze nie nazywano Afrodytą, ale może promieniało z jej oblicza takie niepokojące światło, jakie Grecy zawsze będą dostrzegali u „lubiącej uśmiech” (albo „śmiech”, ale bezgłośny), philomeides, władczyni.



U Homera Afrodyta jest już Olimpijką, żoną Hefajstosa, a córką Zeusa i Dione, wspomnianej jednak tylko w jednym miejscu. Przywołajmy ten epizod „Iliady” (w. 311–430), w którym z gąszcza bitwy pod Troją Afrodyta ucieka na Olimp do kolan Dione (która mieszka tu chyba tylko jako jedna z drugorzędnych żon najwyższego władcy), epizod – przy całej powadze wojny (bogowie, jednak, trzeba to powiedzieć, boją się jeno guzów i ran, jak też upokorzenia, bo śmierć im nie grozi) – zabawny, dobrze więc przystaje do bogini „lubiącej śmiech”. Ledwie Dione musnęła dłonią rankę na ręce córki, zaraz bóle ustały. Atena, stojąc obok Hery i przyglądając się tej scenie, szyderczo rzekła do Zeusa, iż Afrodyta zapewne usiłowała namówić którąś z kobiet z obozu greckiego, aby poszła do tak drogich tej bogini Trojan i głaszcząc dziewczynę przymilnie zadrasnęła się o złotą spinkę peplosu. Uśmiechnął się władca i rzekł do Afrodyty: „Dziecko moje, nie dla ciebie czyny wojenne. Ty pilnuj godnych pożądania zaślubin. O tamto wszystko zażarty Ares i Atena się zatroszczą”.






W PASTERSKIM SZAŁASIE



Złota Kipryda, jak czytamy w starym homeryckim „Hymnie do Afrodyty”, wszystkich ugina, tylko wobec trzech istot jest bezsilna: wobec Ateny, Artemidy i Hestii. Spośród innych bogów nawet Zeus rażący piorunami nieraz ulega jej woli i łączy się z wybrankami śmiertelnymi. Dlatego też samą Afrodytę postanowił on poddać pragnieniu śmiertelnego związku. Wsączył jej w duszę miłość do trojańskiego księcia Anchizesa, który pasł bydło na halach Idy, a z postaci był zaiste podobny do nieśmiertelnych bogów. Zobaczywszy go, Afrodyta poleciała najpierw do swojej świątyni w Pafos na Cyprze. Tu Charyty wykąpały ją i namaściły cudownie wonnym olejkiem i odziały w kosztowne szaty. Znowu pośród obłoków na niebie pośpieszyła w pobliże Troi. Gdy szła przez Idę, łasiły się do niej wilki, lwy, niedźwiedzie, lamparty, a ona sprzyjała ich łączeniu się parami w cienistych wąwozach. Zanotujmy w przelocie, że rozpoznajemy tu dosyć wyraźnie Afrodytę jako jedną z egejskich bogiń płodności.Doszła wreszcie do szałasu Anchizesa. Młody pasterz, którego towarzysze właśnie chodzili za bydłem, grał na lirze. Bogini, aby go nie przestraszyć, ukazała się jako zwykła, chociaż bardzo ładna dziewczyna. Chłopiec zarówno jej wzrost i urodę, jak i zachwycające szaty dobrze zauważył. Przemówił dwornie, pytając, czy ma do czynienia z Artemidą, z Leto, ze złotą Afrodytą, Temidą czy może Ateną. Albo z jedną z Charyt? Odpowiedziała złudnie, że jest tylko śmiertelniczką, córką króla frygijskiego, mówiącą po trojańsku, bo miała niańkę z Troi. Niedawno tańczyła z rówieśnicami, aż tu ją nagle z ich grona porwał i uniósł Hermes, zapowiadając, iż ma być żoną Anchizesa i matką jego dzieci.Jeszcze dalej rozsnuwając złudę, wzywa go, by ją powiódł do rodzinnego domu, a do jej rodziców posłał gońca po posag. Anchizes zaś w tym momencie kocha już ją bezmiernie (wersy 153–167):



„Bodajbym zaraz potem, o pani do bogiń podobna,

Jak twoje łoże podzielę, zstąpił do domu Hadesa”.

Tak mówiąc, wziął ją za rękę. Lubiąca uśmiech bogini,

Z odwróconą twarzą, z oczami w dół spuszczonymi,

Podeszła cicho do łoża, które już przedtem dla księcia

Było pokryte miękkimi szatami. Na wierzchu położył

Skóry niedźwiedzi i głucho ryczących lwów, które

On sam polując zabił w owych wysokich górach.

A kiedy już byli oboje przy owym schludnym łożu,

Anchizes najpierw jej odpiął jasne szpile i broszki

Kunsztownie splecione, i kolczyki, i naszyjniki.

Potem rozwiązał przepaskę, potem jasne szaty

Zdjął i wszystkie ułożył na zydlu wybitym srebrem.

Z woli bogów i według przeznaczenia przy nieśmiertelnej

Położył się śmiertelny, nie bardzo wiedząc, co czyni.




W porze zaś, kiedy pasterze zganiają woły i owce z bujnych łąk do zagród, Afrodyta otuliła Anchizesa miękkim snem, a sama wtedy przywdziała bogate szaty. Już nie taiła swojej boskości. W pełni ustrojona, stanęła przy łożu, a była tak wysoka, że jej głowa sięgała do powały szałasu. Twarz promieniała pięknością nieśmiertelną. Bogini zbudziła Anchizesa ze snu. – „Wstań, synu Dardanosa! Popatrz teraz, czy jestem taka, jak przedtem”. – Kiedy ujrzał piękność niesamowitą, w trwodze zakrył twarz derką. I tak ją błagał (w. 185–190):



Gdym po raz pierwszy, bogini, zobaczył ciebie na oczy,

Od razu wiedziałem, żeś boska. Lecz ty nie rzekłaś mi prawdy.

Jednak przez Zeusa trzymającego egidę, o, błagam,

Niechże nie wiodę omdlałego życia wśród ludzi,

Zlituj się! Bo zazwyczaj krzepkim nie może być mężem,

Ktokolwiek obok bogini nieśmiertelnej był w łożu.





Odpowiedziała mu na to Afrodyta: „Anchizesie, najświetniejszy z ludzi śmiertelnych, nie dręcz się trwogą. Nie doznasz zła od żadnego z bogów, bo jesteś im miły. Będziesz też miał miłego syna, który zapanuje nad Trojanami, a po nim potomkowie jego na zawsze. Będzie się zwał Aineias, ponieważ straszny ból (ainon achos) odczułam, że ległam w łożu śmiertelnego człowieka; lecz i tak ludzie z twego rodu są pięknością i wzrostem najpodobniejsi do bogów”. – Tymi słowami bogini przynajmniej trochę przytłumiła zgrozę przekroczenia granicy między boskością a ludzkością.



„Dziecko, jakie się w moim łonie poczęło ze śmiertelnego człowieka – zapowiedziała osobliwa oblubienica Anchizesa – wychowają górskie nimfy, które mieszkają tu, w matecznikach tej wielkiej i świętej góry. Nie zaliczają się one ani do grona śmiertelnych, ani nieśmiertelnych. Żyją długo, jedząc niebiański pokarm i rozkosznie tańcząc pośród nieśmiertelnych. Z nimi sylenowie i bystrooki zabójca Argosa [Hermes] łączą się w miłości na dnie błogich pieczar. Kiedy rodzi się taka nimfa, razem z nią wyrasta z płodnej ziemi sosna albo dąb, wspaniałe drzewa królujące wysoko w górach; ludzie mówią, iż są to święte miejsca nieśmiertelnych i nigdy tych pni nie śmie tknąć topór śmiertelny. Lecz kiedy zbliża się mojra [wyrok] śmierci, najpierw więdnie takie drzewo, łuszczy się jego kora, opadają gałęzie, i w końcu życie nimfy i życie drzewa żegna się ze słonecznym światłem jednocześnie”.



„Takie właśnie nimfy wychowają mojego syna, a kiedy już będzie chłopięciem, tu go przyprowadzą. Więcej ci powiem: za pięć lat przyjdę tu sama znowu, z moim synem. Kiedy go zobaczysz, tę przepiękną latorośl, napełni cię radość. Tak podobny będzie on do bogów. Od razu go zabierzesz do wietrznego Ilionu. Jeśli zaś jakikolwiek śmiertelny zapyta cię, w czyim łonie on się począł, pamiętaj, co masz odpowiedzieć: że jest dziecięciem jednej z nimf podobnych kwiatom, mieszkających w matecznikach tej góry. Gdybyś się zaś głupio przechwalał, że ległeś obok pięknie wieńczonej Kyterejki, Zeus cię gniewny porazi ciosem dymiącego pioruna. Wszystko już powiedziałam ci. Bacz teraz, pilnuj się, nie śmiej mnie nazwać, pamiętaj o gniewie bogów”. – Rzekłszy to, bogini od razu uleciała w targane wichrami przestworze, autor zaś przejmującego hymnu pozdrawia władczynię i kończy utwór.






Granica i przerażenie



Być może zapamiętaliśmy z hymnu, że dla Afrodyty sam fakt, iż położyła się obok człowieka śmiertelnego, jest „strasznym bólem”, ainon achos. Przymiotnik ainon, z akcentem na końcowej sylabie, i związany z nim przysłówek ainos, z długim „o”, wyrażają przerażenie. Przekroczenie granicy dzielącej boskość od ludzkości przeraża po obu stronach: przeraża zarówno bogów, jak ludzi. Trwoga człowieka wobec niesamowitej piękności i w ogóle wobec wszystkiego, co nie jest na ludzką miarę, zastępuje nam drogę w wielu greckich mitach. Przypomnijmy teraz scenę z „Iliady” (3, 146 i n.), gdy najdostojniejsi Trojanie siedzą nad Skajską Bramą i patrzą na pole i na armię grecką w szczególnej porze: toczą się bowiem pertraktacje i zabłysnęła niejaka nadzieja, że zamiast wojny nastanie pokój. A oto z drugiej strony, z miasta, nadchodzi ku nim Helena, całej tej wojny przyczyna.



Patrzał tam Priam dostojny, Pantoos i Tymojtes,

Lampos, Klitios, i Hiketaon, latorośl Aresa,

Ukalegon też i Antenor, obaj roztropni,

Cała starszyzna narodu była nad Skajską Bramą.

Z powodu wieku już nie walczyli, ale w obradach

Nie mieli sobie równych, podobni do dźwięcznych świerszczy,

Które siedzą na drzewie, a świergot ich szemrze wśród liści.

Tacy właśnie przywódcy trojańscy siedzieli na baszcie.

Skoro zaś zobaczyli Helenę ku baszcie idącą,

Takie do siebie półgłosem mówili słowa skrzydlate:

„Nie ma się co oburzać, że Trojanie i zbrojni Achaje

Przez tyle czasu cierpią mozoły dla takiej niewiasty:

Strasznie do nieśmiertelnych bogiń podobna jest z twarzy.

Ale chociaż jest taka, niech wraca w nawie do swoich,

Niech nie zostaje na naszą i naszych dzieci niedolę”.



Helena „strasznie jest podobna”, ainos eoiken, do bogiń. Nie ma więc powodu do oburzenia, u nemesis, że toczy się o nią wojna. Priam do samej Heleny przemawia życzliwie i łagodnie. Nie jej to wina przecież, że jest tak piękna. Król Troi mówi do Heleny:



Podejdźże bliżej, drogie dziecko, usiądź tu przy mnie.

Stąd zobaczysz dawnego męża, krewnych, przyjaciół.

Nie mam do ciebie żalu, sprawcami są bowiem bogowie,

Którzy wzniecili wojnę achajską, we łzy tak bogatą...




Niesamowicie piękna jest Helena, ponieważ grecki pieśniarz widzi ją t a m, za przepaścią „ciemnych wieków” (po upadku kultury mykeńskiej), o których tak naprawdę nie wiadomo, co się w nich działo. Tam zaś, w zapadłej w mrok epoce, wszystko było nieporównanie piękniejsze niż jest teraz. Ale groźna moc Afrodyty trwa i teraz, jak wtedy się przejawiała. Opowiadano o przykładach tej mocy. Jak przyczyniła się do rozpętania wojny o Troję. Jak moc Afrodyty razem z mocą Artemidy rozdarły nieszczęsnego Hippolitosa, którego tragedia należy do dziejów Tezeuszowych. Wiele opowieści prowadzi nas we wschodnie regiony obszaru śródziemnomorskiego, zwłaszcza na Cypr. Król tej wyspy, Pygmalion, w którym James Frazer dopatruje się kapłana kultu Afrodyty-Astarte, znany jest nam z „Biblioteki” Apollodorosa, lecz o wiele lepiej z tego, co rozsnuł czarodziej Owidiusz w „Przemianach” (10, 243–299), więc znowu nie wiemy, ile tu starej wieści, a ile nowego zmyślenia.



Ze wstrętem obserwując kobiety, które za to, że nie chciały czcić Afrodyty, bogini zepchnęła w nieobyczajność, Pygmalion wszelkich żywych niewiast unikał, a ponieważ był artystą, wyrzeźbił sobie cudny posąg kobiety ze śnieżnie białego eburnu (kości słoniowej), całował go i tulił, drżał, czy kiedy paznokciem nie zadrasnął zimnego ciała kochanki. Jeszcze nie pojmując nawet, iż on się w tej eburnowej dziewczynie zakochał, podczas dorocznego święta bogini na najmilszej jej wyspie prosił bogów o oblubienicę – nie śmiał powiedzieć: „eburnową”, więc przynajmniej „do eburnowej podobną” (w. 276). Bogini, która jak niepojęcie groźna, bywa też niepojęcie łaskawa, znała jego intencję. Gdy wrócił do pałacu, gdzie posąg leżał na najmiększym posłaniu, wyrzeźbiona kobieta nagle ożyła pod jego dłońmi i wyciągnęła do niego ręce. Sama bogini zaszczyciła swoją obecnością królewskie wesele. Po dziewięciu miesiącach urodziła się córka, Pafos, która nada miano głównemu miastu Cypru. Jej mężem (według Apollodorosa, 3, 14, 3) albo synem (według Owidiusza) był król Cypru Kinuras.






Eros



Towarzyszący zaś tak często Afrodycie Eros jest postacią, której interpretacja nie jest prostą. U Homera jego imię jest rzeczownikiem pospolitym, oznacza nie osobę, lecz tylko obezwładniające pragnienie, by posiąść coś, czego się nie ma. Tak pojęty eros – nie zawsze wiemy, kiedy pojęcie tylko, a kiedy osoba – miota się w liryce greckiej VII i VI wieku przed Chr. Mówi się o nim nieraz jako o wielce groźnym, przebiegłym, spadającym niespodziewanie, nagle, nie do sprostania, okrutnym; czytamy to u Alkmana, Ibykosa, Safo, Teognisa. W utworach Anakreonta, podobnie jak w malowidłach na wazach, bije on zakochanego batem, a nawet siekierą. W innych malowidłach wazowych albo na gemmach porywa i unosi w ramionach dziewczynę. U Ibykosa i u Safo ofiary Erosa drżą w jego władzy jak w wichrze. Powiada Safo:






Eros potrząsnął moim

Sercem, jak górski wicher na dęby wpada.

A w najsłynniejszym przechowanym fragmencie spośród jej zaginionych utworów czytamy:

Eros, rozprzęgający ciało, znowu mną kołuje,

Słodko-gorzkie, nie do sprostania, coś co wpełza

na mnie...



To „słodko-gorzkie” będzie odtąd określeniem mocy Erosa. Zbliżyliśmy się więc już nieco do rozumienia tego bóstwa. Ale właśnie w tym miejscu trzeba przypomnieć, że Erosa czczono prawdopodobnie wcześniej od przypisania mu związku z Afrodytą i wcześniej od nawiedzania ludzi w eposach homeryckich przez bezosobową siłę zwaną eros.Jeszcze u Hezjoda nie ma mowy o tym, żeby Eros był synem Afrodyty. Nie, jest starszy od niej, jest pierwotną siłą kosmiczną, chyba nawet nie stworzoną przez jakiekolwiek inne moce, lecz istniejącą od początku. Razem z uosobionym Chaosem, Gają i Tartarem należy do grona bogów najstarszych („Teogonia”, 116-122), jest on też w tym ustępie „najpiękniejszym z nieśmiertelnych bogów”. Filozofowie już we wczesnej epoce komentowali jego działanie we wszechświecie. Przypomnijmy teorię Empedoklesa o zmaganiu się miłości (nazywanej przez filozofa z Akragas mianem philotes) ze sporem (neikos). W tym samym V wieku przed Chr. Parmenides z Elei w swoim planie wszechświata znajduje miejsce dla kosmicznego Erosa, prawdopodobnie jako dla mocy godzącej sprzeczności.W poezji jednak żyje też inny Eros, nie taki olbrzymi, lecz również bardzo piękny. Ujarzmia i porywa, ale czyni to jakby się bawiąc. Jest młody, cudownie urodziwy, przeważnie skrzydlaty. Splata sobie wieńce z róż, które są jego, jak i Afrodyty, ulubionymi kwiatami. W sztuce i poezji epoki hellenistycznej i późniejszej staje się on z upływem wieków coraz bardziej figlarny i coraz młodszy (aż przemieni się w późnych czasach antycznych w kapryśne dziecko). O jego łuku i strzałach, potem – w poezji i sztuce – tak słynnych, słyszymy po raz pierwszy u Eurypidesa, w „Ifigenii w Aulidzie” (w. 543–557), gdzie chór młodych kobiet z Chalkidy w jednej ze swych pieśni głosi, iż szczęśliwy jest ten, komu Afrodyta udziela umiaru i skromności i kto dzięki temu potrafi uniknąć jednej z dwóch strzał Erosa: jedna z nich niweczy życie, a druga sprawia spokojne szczęście. Innym jego orężem jest płonąca pochodnia. Eros rani swoje ofiary grotami albo przypieka je żagwią. Zaczepia niemal wszystkich bogów (Apollina, jak nam opowiedział Owidiusz, poraził beznadziejną miłością do Dafne, mszcząc się za Febowe szyderstwa), a tym bardziej ludzi. W utworach hellenistycznych nieraz gra w orzechy, czyli w antyczny bilard, z bratem Anterosem, czyli „Miłością-Odwzajemnioną”, albo z Ganimedesem na Olimpie. W tych późnych wyobrażeniach jest on oczywiście zawsze synem Afrodyty (z ojca Aresa albo Hermesa) i także jej płata figle. Karany przez matkę, często odbywa pokutę. Niekiedy, w wizjach poetyckich i plastycznych, Eros rozszczepia się w wiele Erosów; nie tylko wobec niego kategoria liczby jest w mitologii względna.Wśród wszystkich jednak przemian w pojmowaniu tego bóstwa prawdopodobnie nigdy nie zapominano o bólu, jaki się wyraża już w samym jego imieniu. Czasownik erasthai znaczy: pragnąć tego, czego się nie ma. Eros to odczucie braku, ból tego odczucia. Cyprian Norwid (w „Fortepianie Szopena”) powie bardzo po grecku:



O! Ty, co jesteś Miłości-profilem,

Któremu na imię Dopełnienie...

Tę, co w Sztuce mianują Stylem,

Iż przenika pieśń, kształci kamienie...

O! Ty – co się w Dziejach zowiesz Erą,

Gdzie zaś ani historii zenit jest –Zwiesz się razem: Duchem i literą,

I „consummatum est”...

O! Ty – Doskonałe–wypełnienie,

Jakikolwiek jest Twój, i gdzie?... znak –

Czy w Fidiasu? Dawidzie? czy w Szopenie?

Czy w Eschylesowej scenie

Zawsze – zemści się na tobie: BRAK!...

– Piętnem globu tego – niedostatek:

Dopełnienie?... go boli!...

On – rozpoczynać woli

I woli wyrzucać wciąż przed się – zadatek!

– Kłos?... gdy dojrzał jak złoty kometa,

Ledwo że go wiew ruszy,

Deszcz pszenicznych ziarn prószy,

Sama go doskonałość rozmieta...






Jeśli Ksenofontowe i Platońskie przypisy do rozróżniania „Afrodyty-Całej-Rzeszy” i „Niebiańskiej” wydają się przynajmniej częściowo oparte na nieporozumieniu, główna część „Uczty” Platona jest jednak czymś zupełnie innym i nieporównanie wyższym. Jest wielkim komentarzem teologicznym, a może raczej przypowieścią, cyklem przypowieści o wypisanej już w samym imieniu naturze Erosa.






Skarb, który nas jednoczy

Podczas jednej z bitw pod Troją Apollo mówi do Diomedesa („Iliada”, 5, 440–442):

Opamiętaj się, Tytydo, i cofnij się, i nie próbuj

Równać się z bogami, bo nie są do siebie podobne

Te rody: bóstw nieśmiertelnych i ludzi chodzących

po ziemi.





Ród boski nie jest podobny, homoion, do rodu ludzi, albowiem bogowie są wyższymi istotami, po prostu. We wszechświecie, zdaniem Greków, są różne istoty, jedne z nich są wyższe, inne niższe. Jesteśmy my, są byty wyższe od nas, są też niższe od nas. Gdyby zapytać Greka z epoki archaicznej albo klasycznej o nasze miejsce między bogami a bytami niższymi, pewnie by powiedział: „My patrzymy na bogów, jak może psy na nas”. – Czy bogowie są dla nas dobrzy? – „A my czy jesteśmy dobrzy dla psów? Nie tak bardzo. Nie możemy zresztą dzielić ich doli, bo nie możemy zniżyć się do nich”.Ale te niepodobne do siebie rody są zarazem podobne, o czym chyba myślał Hezjod, gdy mówił do brata, Persesa („Prace i dnie”, 106–108):



Jeżeli zechcesz, inne wyłożę ci teraz słowo

Składnie i umiejętnie, a ty przechowaj je w sercu,

Jak z jednego są szczepu bogowie i śmiertelni ludzie.




Co to znaczy, że są z jednego szczepu, homothen? Bogowie mają kształt ludzki. Bogowie są piękni. Te przeświadczenia Greków świecą u samego początku ich sztuki. Bogowie mają kształt ludzki, będąc w tym bezmiernie piękni. Dlatego wykuwa się i ryje takiego Hermesa, takiego Apollina, jacy do dziś zatrzymają nas i porażają. Kształt jest ludzki, bo dla Greków najpiękniejsze, przed wszystkim piękne, piękne po prostu są: postać ludzka i twarz ludzka. W sztuce greckiej tajemnica metafizyczna przejawia się nie tyle w krajobrazach ziemi i morza, nie tyle w rozgwieżdżonym niebie, ile w uśmiechu kor attyckich w muzeum na Akropolu.



Oprócz postaci i twarzy, ludzkich i boskich, piękna jest dla Greków kompozycja, to, co można by nazwać milczącą formą. Niewiele ze sztuki i literatury antycznej przechowało się do naszych czasów, lecz przynajmniej w takich dziełach, jak fryzy Fidiaszowe z Partenonu, epos Homerowe i teatr trzech tragików, widzimy triumf kompozycji, formę milczącą przez to, że tak wzgardliwie wzniesioną ponad wrzawę i chaos. I tak pełną życia. Sztuka i literatura grecka nie są ani radosne, ani smutne; są ponad strefą, do której można by stosować takie określenia.



W tej tradycji nie brak dotknięcia absolutu. Gdzie powinniśmy szukać go? W nie wyjaśnionych nigdy do końca zagadkach Mojry, w przepaści, jaka się otwiera pod osaczającą nas, gdy obcujemy z mitologią, nierozwiązalnością wewnętrznych sprzeczności życia i nierozwiązalnością (która jest jak stuknięcie w twardy mur) wielkich starć mitycznych, jak Prometeusza z Zeusem, Antygony z Kreonem. I pod zapierającym dech w piersi zdzieraniem zasłon w tylu tragicznych mitach. Dotknięcie absolutu jest na pewno w miłości Demeter i Kore. A także w niewzruszonym milczeniu greckiej formy w sztuce i literaturze.



Cześć dla tego dziedzictwa winna polegać na wykorzystaniu pouczeń, jakie z niego wynikają. Są to pouczenia gorzkie i ciepłe, wymagające i krzepiące. Już „Iliada”, uwydatniając wzniosłość zmagania się Achillesa z losem, zarazem ukazuje klęskę jego samotnej dumy i jej niższość wobec szarej troski Hektora o rodzinę i ojczyznę. Ciepłą tę treść greckiej sztuki, literatury i wiary podejmuje i wiernie niesie w dalsze wieki i w dzieje państwa i cywilizacji rzymska „Eneida” i kultura łacińska. Jest to zachęta do cierpliwego męstwa, wolnego od skargi, przeciwstawionego niepojętemu, a często przerażającemu światu. Oto dziedzictwo antyczne, tak wielkie, że niełatwo jest sprostać mu. Ale wytrwale się o to staramy.





Zygmunt Kubiak (urodzony 30 kwietnia 1929 - zmarł 19 marca 2004) – tłumacz (m.in. poezji greckiej i rzymskiej, angielskich romantyków, Kawafisa), krytyk, eseista. Ostatnio opublikował: „Przestrzeń dzieł wiecznych” (1993), „Kawafis Aleksandryjczyk” (1995), „Brewiarz Europejczyka” (1996). Tekst powyższy złożony jest z fragmentów nowej „Mitologii grecko-rzymskiej”, napisanej dla Wydawnictwa Świat Książki. Cytaty z literatury greckiej i rzymskiej w przekładzie Zygmunta Kubiaka.

Obcuj z Bogami

Obcuj z Bogami. Obcuje zaś z Bogami ten, kto im okazuje duszę zawsze zadowoloną z losu przeznaczonego, czyniącą to, czego chce demon dany każdemu przez Zeusa – jego to cząstka – na kierownika i wodza. Jest nim zaś – każdego człowieka duch i rozum.




Marek Aureliusz cesarz -filozof



http://www.histurion.pl/strona/baza/art/marek_aureliusz.html

Szczęście - dar Hermesa, czyli hermaion

Od soboty, tj. 8 marca - dnia, kiedy uruchomiłem swój blog (pierwszy zamieszczony wpis to artykuł "Hermes, czyli o naturze osobistego boga") dzieją się jakieś cuda! Znajduję na ulicy pieniądze, których inni jakoś nie zauważają. W sobotę znalazłem 20 zł, na które natknąłem się na schodach w tunelu (niedaleko dworca PKP); wcześniej przeszła z przecinej strony nad nimi jakaś kobieta... Może nie chciało jej się schylać po te jedyne 20 zł? Może się mnie wstydziła?
Dziś, tj. 10 marca, znalazłem 60 zł - leżały na chodniku, jakby czekały na mnie - w dwóch banknotach 10 i 50 zł. Wcześniej przeszedł nad nimi młody chłopak, który roznosił gazetki. Krzyknąłem na niego - "Jak Ty chodzisz!", sięgając po mój hermaion:) On myślał, że te pieniądze mi wypadły. Nie miał szczęścia - musiał pracować tego dnia na połowę tej kwoty przez 4 godziny...
Co prawda nie są to duże kwoty, ale zawsze przyjemnie (teraz to wiem, bo wcześniej mi się to nie zdarzało) jest znaleźć jakieś pieniądze - im większe, tym przyjemniej;)
Powinienem chyba puścić Totka!
Mam już co prawda 3 kupony, których nawet nie chciało mi się sprawdzić:)

Juliusz Cezar o kulcie Hermesa-Merkurego w starożytnej Galii


Z bogów osobliwszą cześć mają dla Merkurego, ma on też najwięcej posągów. On to uchodzi za wynalazcę sztuk wszelakich, on obrońcą podróżnych na gościńcach i ścieżkach, on najlepszym stręczycielem zysków pieniężnych i opiekunem kupców.


Cezar: Wojna gallicka, VI – tł. J. Czubek

Z SIECI: ARCHETYPY BOGIŃ wg JEAN SHINODY BOLEN

DRZEWO GENEALOGICZNE
By lepiej zrozumieć, kim są boginie i jaki mają związek z innymi bóstwami, spójrzmy najpierw na ich mitologiczny kontekst. Wiele zawdzięczamy w tym względzie Hezjodowi (ok. 700 p.n.e.), który pierwszy uporządkował wiele tradycyjnych opowieści o bogach. Jego największe dzieło Teogonia, jest opisem narodzin i pochodzenia bogów. Na początku, wedle Hezjoda, był Chaos. Z Chaosu powstała Gaja, czyli Ziemia, mroczny Tartar (najgłębsza część świata podziemi) i Eros (miłość). Gaja urodziła Uranosa (Niebo), a ze związku Gai i Uranosa powstało m.in. dwunastu tytanów uosabiających pierwotne, elementarne siły natury, czczone w starożytnej Grecji. W genealogii Hezjoda tytani byli pierwszymi władcami Olimpu. Uranos, pierwsza patriarchalna lub ojcowska figura w mitologii greckiej, z czasem znienawidził dzieci, które spłodził z Gają, więc każde nowo narodzone grzebał w jej ciele. Cierpiąca Gaja wezwała na pomoc swoich synów tytanów. Jednak ci bali się wystąpić przeciwko ojcu i tylko najmłodszy Kronos odpowiedział na jej wołanie o pomoc. Uzbrojony w sierp, który dała mu matka, i zgodnie z planem, który wymyśliła, czekał w ukryciu na ojca. Gdy Uranos przyszedł sparzyć się z Gają i rozpostarł się na niej, Kronos sierpem odciął mu genitalia i wrzucił je do morza. Tym samym stał się najpotężniejszym męskim bóstwem. Razem z innymi tytanami władał wszechświatem i tworzył nowe bóstwa. Wiele z nich reprezentowało siły natury, takie jak rzeki, wiatry czy tęczę. Inne były potworami, uosabiającymi zło lub niebezpieczeństwo. Znowu jednak patriarchalny bóg - tym razem Kronos - próbował zniszczyć własne dzieci. Ponieważ bał się, że spełni się przepowiednia, iż jego syn pozbawi go władzy, połykał każde nowo narodzone dziecko, które płodził ze swoją siostrą Reą: trzy córki - Hestię, Demeter, Herę - i dwóch synów - Hadesa i Posejdona. Cierpiąca z powodu losu swoich dzieci Rea, która była po raz kolejny brzemienna, poprosiła Gaję i Uranosa, by pomogli jej ocalić ostatnie dziecko i ukarać Kronosa. Rodzice poradzili jej, by najmłodsze dziecko urodziła na Krecie, a Kronosa oszukała, dając mu do połknięcia owinięty w pieluchy kamień. Ocalonym dzieckiem był Zeus. Wychowany w ukryciu, użył później podstępu, za sprawą którego Kronos dostał torsji i zwymiotował połknięte rodzeństwo. Z pomocą braci i sióstr Zeus rozpoczął długą walkę o władzę, która skończyła się porażką Kronosa i tytanów, strąconych potem do Tartaru. Zwyciężywszy, trzej bracia - Zeus, Posejdon i Hades - ciągnęli losy, by podzielić się panowaniem nad światem. Zeus wygrał niebo, Posejdon - morze, a Hades - świat podziemny.Mimo że ziemia i góra Olimp miały być wspólne, Zeus rozszerzył swoje panowanie i objął nim także te tereny. Trzy siostry - Hestia, Demeter i Hera - nie miały żadnych praw własności, co było zgodne z patriarchalną naturą greckiej religii. Przez swoje związki miłosne Zeus został ojcem następnego pokolenia bóstw: Artemida i Apollo (bóg słońca) byli dziećmi Leto, Atena - córką Zeusa i Metydy, Persefona - córką Demeter, Hermes (posłaniec bogów) synem Mai, a Ares (bóg wojny) oraz Hefajstos (bóg kowalstwa) byli synami małżonki Zeusa - Hery. Są dwie wersje narodzin Afrodyty: w jednej jest córką Zeusa i Dione, według drugiej została zrodzona wcześniej od Zeusa. Zeus był także ojcem Dionizosa, którego matką była śmiertelna kobieta Semele. By uporządkować wiedzę, kto jest kim w greckiej mitologii, na końcu tej książki podaję alfabetyczny spis greckich bóstw z krótkimi opisami.

BOGINIE JAKO ARCHETYPY
Większość z nas uczyła się w szkole o bogach i boginiach z Olimpu; oglądaliśmy obrazy i rzeźby, które ich przedstawiają. Rzymianie czcili te same bóstwa pod łacińskimi nazwami. Mieszkańcy Olimpu mieli cechy zwykłych ziemian: ich zachowanie, reakcje emocjonalne, wygląd i dzieje odzwierciedlają ludzkie charaktery i zachowania. Wydają się znajomi, gdyż są archetypalni; reprezentują modele życia i zachowania, które rozpoznajemy poprzez wspólną nam kolektywną nieświadomość.Wśród mieszkańców góry Olimp było sześciu bogów: Zeus, Posejdon, Hades, Apollo, Ares i Hefajstos, oraz sześć bogiń: Hestia, Demeter, Hera, Artemida, Atena i Afrodyta. Jedna z bogiń (Hestia) została zastąpiona przez Dionizosa (boga wina), przez co zmieniła się równowaga między żeńskimi i męskimi bóstwami, na korzyść męskich. Archetypy bogiń przedstawione w tej książce to sześć bogiń z Olimpu oraz Persefona, której historii nie można oddzielić od historii Demeter. Podzieliłam te siedem bogiń na trzy kategorie: boginie-dziewice, boginie bezbronne i bogini alchemiczna (bogini przemiany). Dziewicze boginie występowały razem już w starożytnej Grecji. Pozostałe kategorie stworzyłam sama. Grupy różnią się pod względem typu świadomości, charakterystycznych ról życiowych i czynników motywacyjnych. Inne różnice między kategoriami to stosunek do ludzi, potrzeba tworzenia więzi oraz znaczenie związków. By móc kochać, pracować, być zmysłową i twórczą, każda kobieta potrzebuje wpływu bogiń należących do tych trzech kategorii.Pierwsza grupa bogiń, które spotkacie na kartach tej książki, to boginie-dziewice: Artemida, Atena i Hestia. Artemida (nazywana przez Rzymian Dianą) była boginią łowów i księżyca. Zamieszkiwała dzikie ostępy leśne. Była łuczniczką, która nigdy nie chybiała, oraz opiekunką wszystkich nowo narodzonych i młodych stworzeń. Atena (Minerwa dla Rzymian) była boginią mądrości i rękodzieła, patronką Aten, miasta jej imienia i opiekunką wielu herosów. Zwykle portretowano ją w pełnej zbroi, gdyż uważano ją za znawczynię wojennej strategii. Hestia to bogini domowego ogniska (u Rzymian Westa), najmniej znana ze wszystkich bogów Olimpu. Była obecna w domach i świątyniach jako ogień. Dziewicze boginie reprezentują w psychice kobiet niezależny, samowystarczalny element. W przeciwieństwie do innych mieszkańców Olimpu, te trzy boginie nie były skłonne do zakochiwania się. Związki uczuciowe nie odrywały ich od tego, co uważały za ważne. Nie były ofiarami przemocy. Nie cierpiały. Jako archetypy wyrażają kobiecą potrzebę autonomii i zdolność skupiania się na tym, co jest osobiście ważne dla kobiet.Artemida i Atena reprezentują nastawienie na cel, na logiczne myślenie, przez co koncentrują się na dążeniu do osiągnięć. Hestia jest archetypem skupiającym uwagę do wnętrza, do duchowego centrum kobiecej osobowości. Te trzy boginie poszerzają zbiór kobiecych atrybutów o pojęcia takie jak kompetencja i samowystarczalność.Drugą grupę - Hera, Demeter i Persefona - nazywam boginiami bezbronnymi. Hera (Junona w mitologii rzymskiej) była boginią małżeństwa i żoną Zeusa, najważniejszego boga Olimpu. Demeter (Rzymianom znana jako Ceres) była boginią ziemi i urodzajów. W najsłynniejszym micie o Demeter podkreślono jej rolę jako matki. Persefona (po łacinie Prozerpina) była córką Demeter.Grecy nazywali ją też Korą, czyli dziewicą. Trzy bezbronne boginie reprezentują tradycyjne role żony, matki i córki. Są archetypami bogiń nastawionych na związki, ich tożsamość, samopoczucie i zdrowie zależą od tego, czy pozostają w istotnej relacji. Boginie te są podatne na zranienia, bywały gwałcone, porywane, podporządkowywane lub poniżane przez męskich bogów. Każda z nich cierpiała w swoisty dla siebie sposób, każda w swoim cierpieniu wykazywała symptomy przypominające chorobę psychiczną. Kobiety mogą w nich znaleźć odbicie własnych reakcji w obliczu straty, mogą też dojrzeć potencjał rozwoju przez cierpienie, które stanowiło nieodłączną część losu każdej z trzech bogiń. Afrodyta, bogini miłości i piękna (najbardziej znana pod swoją rzymską nazwą Wenus) sama dla siebie stanowi trzecią kategorię jako bogini alchemiczna. Była najpiękniejszą boginią, nikt nie potrafił się jej oprzeć. Miała wiele przygód, a ze swoich związków wydała na świat liczne potomstwo. Afrodyta symbolizuje miłość, piękno, erotyczną atrakcyjność, zmysłowość, seksualność i nowe życie. Wiązała się, z kim chciała, i nigdy nie była ofiarą. Była niezależna jak dziewicze boginie, lecz zarazem pozostawała w związkach, jak boginie bezbronne. Jej świadomość jest jednocześnie skupiona i rozproszona, pozwalając jej na obustronną wymianę, która ma wpływ zarówno na nią, jak i na drugą stronę. Archetyp Afrodyty skłania kobiety do poszukiwań w związkach raczej intensywności niż stabilności, kobiety pod jego wpływem cenią proces twórczy i są otwarte na zmiany.

HISTORIA A MITOLOGIA
Mitologia, z której biorą początek greccy bogowie i boginie, zrodziła się z wydarzeń historycznych. Jest patriarchalna, wywyższa Zeusa i herosów, co odzwierciedla fakt podbicia ludów wyznających religie oparte na matczynym pierwiastku przez najeźdźców czczących męskie bóstwa i wyznających teologię ojców. Marija Gimbutas, profesorka archeologii europejskiej Uniwersytetu Kalifornii w Los Angeles, opisuje "Starą Europę" i jej pierwszą cywilizację. Stara Europa, istniejąca przynajmniej 5 tysięcy lat (a być może i 25 tysięcy lat) przed powstaniem męskich religii, była kulturą matryfokalną, osiadłą i pokojową. Kulturą czczącą Wielką Boginię, kochającą sztukę, przywiązaną do ziemi i morza. Dowody znalezione w miejscach pochówku pokazują, że Starą Europę zamieszkiwały społeczności bezklasowe, egalitarne, zniszczone później przez wpływy na wpół wędrownych ludów indoeuropejskich, przybyłych z północy i wschodu. Najeźdźcy ci byli patryfokalni, mobilni, wojowniczy, wyznający boga z niebios* oraz obojętni na sztukę. Owi najeźdźcy, ze względu na swoją umiejętność podboju, uważali się za lepszych od bardziej kulturowo zaawansowanych ludów tubylczych, które oddawały cześć Wielkiej Bogini. Bogini, znana pod wieloma imionami - między innymi jako Astarte, Isztar, Inanna, Nut, Izys, Asztoreth, Au Set, Hathor, Nina, Nammu oraz Ningal - czczona była jako żeńska zasada życia, związana z naturą i płodnością, odpowiedzialna zarówno za tworzenie jak i odbieranie życia. Jej świętymi symbolami były wąż, gołąb, drzewo i księżyc. Jak twierdzi historyk i znawca mitów Robert Graves, przed nadejściem patriarchalnych religii Wielka Bogini uważana była za nieśmiertelną, niepodlegającą zmianom i wszechmocną. Miała kochanków nie po to, by zapewnić ojca swoim dzieciom, lecz dla przyjemności. Ojcostwo nie było jeszcze obecne w myśli religijnej, więc nie było męskich bogów. Następujące po sobie fale najazdów indoeuropejczyków rozpoczęły proces detronizacji Wielkiej Bogini. Daty tych najazdów są podawane przez różne autorytety naukowe między 4500 p.n.e. a 2400 p.n.e. Kult Bogini nie został całkowicie wyparty, lecz włączony do nowej religii. Najeźdźcy narzucili podbitym społecznościom swoją patriarchalną militarną kulturę i religię. Wielka Bogini została uległą małżonką, należące do niej atrybuty władzy zostały jej odebrane i oddane męskiemu bóstwu. Po raz pierwszy pojawił się w mitach gwałt i powstały opowieści, w których męscy herosi walczyli z wężami - symbolem Wielkiej Bogini. Ponadto, co znalazło odbicie w mitologii greckiej i na co zwraca uwagę znawczyni mitów Jane Harrison, bogini Wielka Matka została rozczłonkowana na wiele pomniejszych bogiń, z których każda otrzymała poszczególne atrybuty: Hera dostała rytuał świętego małżeństwa, Demeter - misteria, Atena - węże, Afrodyta gołębie, a Artemida jej rolę "Pani Dzikiego Świata". Merlin Stone, autorka książki When God Was a Woman (Kiedy bóg był kobietą), twierdzi, że detronizacja Wielkiej Bogini, rozpoczęta przez indoeuropejskich najeźdźców, była kontynuowana w religii hebrajskiej, w chrześcijaństwie i islamie, które powstały dużo później. Męskie bóstwo zajęło centralną pozycję. Żeńskie boginie odeszły w cień, a za nimi kobiety w społeczeństwie. Stone pisze: "Możemy się zastanawiać, w jakim stopniu stłumienie kobiecych rytuałów było de facto stłumieniem kobiecych praw". W opozycji do ziemskiej Wielkiej Bogini. (Przyp. tłum)
Męscy bogowie panowali nad ziemią, niebem, oceanem i światem podziemnym. Każda niezależna bogini przystosowała się do tej rzeczywistości na swój własny sposób: izolując się od mężczyzn, przyłączając się do nich jako jedna z nich lub wycofując się. Boginie ceniące związek były podatne na zranienia i względnie słabe w porównaniu z męskimi bóstwami, które mogły pozbawić je tego, czego pragnęły, i wziąć je siłą. W taki oto sposób boginie nadal symbolizują wzorce patriarchalnej kultury. Hestia: bogini domowego ogniska, kobieta mądrości i dobra ciotka Spośród mieszkańców Olimpu jest najmniej znaną postacią. Nie ukazywano jej w rzeźbie ani w malarstwie. Była natomiast obecna w płomieniach ognia płonącego pośrodku domu, świątyni czy miasta. Symbolem Hestii było koło. Okrągłe były jej paleniska i jej świątynie. Ani dom, ani miejsce kultu nie mogło być uznane za święte, dopóki nie wstąpiła w nie Hestia. Była odczuwaną duchowo obecnością, jak i świętym ogniem, dającym światło i ciepło. Hestia była pierwszą córką Rei i Kronosa, starszą siostrą pierwszego pokolenia bogów olimpijskich i bezdzietną ciotką drugiego. Prawem pierworództwa stała się jednym z dwunastu najważniejszych bóstw olimpijskich, lecz nigdy nie zasiadała na Olimpie. Z czasem Dionizos, bóg wina, zajął jej miejsce, ale Hestia nie protestowała. Nie była bohaterką miłosnych historii, nie brała udziału w wojnach, nie wspierała herosów, dlatego rzadko pojawia się w mitycznych opowieściach. Mimo to była powszechnie szanowana, a śmiertelnicy składali jej najlepsze ofiary. Skromna historia Hestii została nakreślona w trzech homeryckich hymnach. Bogini jest tam opisana jako "czcigodna dziewica Hestia", jedna z trzech bogiń, nad którymi Afrodyta nie miała żadnej mocy: nie dała się nikomu uwieść, nie zakochiwała się namiętnie, Afrodycie nie udało się nawet "wywołać w niej przyjemnego pragnienia". Afrodyta sprawiła, że w Hestii zakochali się Posejdon (bóg morza) i Apollo (bóg słońca). Obaj chcieli ją posiąść, lecz ona obu stanowczo odrzuciła, składając przysięgę, że pozostanie na zawsze dziewicą. Jak powiadają słowa Hymnu do Afrodyty: "zamiast prezentu ślubnego Zeus dał jej wspaniały przywilej: zasiada pośrodku każdego domu i jej się należą najlepsze dary ofiarne. Składa się jej hołd we wszystkich świątyniach i wśród śmiertelnych także jest czcigodną boginią". Dwa homeryckie hymny do Hestii są inwokacjami przywołującymi ją, by wstąpiła do domu lub świątyni.
RYTUAŁ I ODDAWANIE CZCI
Hestii nie znamy z mitów i przedstawień w sztuce. Jej znaczenie wyrażało się w rytuałach, których symbolem był ogień. Każde greckie państwo-miasto miało swoją świątynię ze świętym ogniem płonącym w głównej sali, gdzie oficjalnie podejmowano gości. By zwykły budynek stał się prawdziwym domem, niezbędna była obecność Hestii. Gdy parę łączono ślubem, matka panny młodej zapalała pochodnię od płomienia we własnym domu i zanosiła ją do domu młodej pary, by zapalić ich pierwszy ogień. Kiedy przychodziło na świat dziecko, odbywał się inny rytuał. Pięciodniowego noworodka obnoszono wokół paleniska, co symbolizowało przyjęcie go do rodziny. Później urządzano świąteczną ucztę.Do każdej nowo powstałej kolonii osadnicy zabierali ogień ze swojego rodzinnego miasta. Hestia w postaci świętego ognia tworzyła więź między starym a nowym miejscem, symbolizując ciągłość i pokrewieństwo, wspólną świadomość i tożsamość. Później, w Rzymie, Hestię czczono jako Westę. Jej święty ogień jednoczył wszystkich mieszkańców Rzymu w jedną rodzinę. W świątyniach Westy ognia pilnowały jej kapłanki - westalki, które miały uosabiać takie przymioty jak dziewictwo i anonimowość. W pewnym sensie wszystkie one były wcieleniami bogini, jej żywymi wizerunkami, wyrażającymi więcej, niż mogła pokazać rzeźba lub obraz. Dziewczęta wybrane na westalki oddawano do świątyni w bardzo młodym wieku, zwykle zanim skończyły sześć lat. Podobnie ubrane, z włosami ściętymi jak nowicjuszki, traciły wszystko, co było wyrazem indywidualności.Szanowano je, lecz izolowano od ludzi i wymagano, by żyły jak Hestia. Jeśli straciły dziewictwo, ponosiły srogie kary, gdyż westalka, która utrzymywała seksualne kontakty z mężczyzną, bezcześciła boginię. Za karę zamurowywano ją żywcem w małej, pozbawionej dostępu powietrza, podziemnej celi. Miała tam ogień, oliwę, jedzenie i miejsce do spania. Ziemię nad celą wyrównywano, tak by nie zostały żadne ślady. W ten sposób życie westalki jako wcielenie świętego ognia Hestii dosłownie gaszono - przysypywano ziemią, tak jak się przysypuje tlące się węgle na palenisku. Hestię łączono z Hermesem, posłańcem bogów, znanym Rzymianom jako Merkury. Był on bogiem elokwentnym i przebiegłym, opiekunem i przewodnikiem podróżnych, patronem mówców, kupców i złodziei. Jego wczesne wyobrażenie to czworoboczny słup nazywany hermą. W domostwach i świątyniach okrągłe palenisko Hestii znajdowało się wewnątrz, a falliczna kolumna Hermesa na zewnątrz. Każde z nich spełniało swoją funkcję. Ogień Hestii dawał ciepło i uświęcał dom, a Hermes stał w progu, by zapewnić domostwu płodność i chronić od zła. Hestia dawała ludziom święte miejsce, dzięki któremu mogli stworzyć więzi rodzinne, Hermes natomiast był obrońcą, przewodnikiem i towarzyszem w świecie poza domem - gdzie trzeba umieć rozmawiać z ludźmi, gdzie ważna jest dobra znajomość dróg, przebiegłość i szczęście.
HESTIA JAKO ARCHETYP
Obecność Hestii w domu i świątyni była kluczowa dla codziennego życia. Jako archetyp istniejący w kobiecej psychice, Hestia ma podobne znaczenie dla poczucia integralności i nietykalności.
DZIEWICZA BOGINI
Hestia była najstarszą z trzech dziewiczych bogiń. W przeciwieństwie do Artemidy i Ateny nie przemierzała dzikich ostępów, nie zakładała nowych miast, wystarczało jej miejsce pośrodku domu lub świątyni. Na pierwszy rzut oka Hestia ma niewiele wspólnego z szybko działającą Artemidą i ubraną w złotą zbroję Ateną o bystrym umyśle. Jednak te trzy boginie, mimo ich odmiennych sfer zainteresowań i sposobów postępowania, mają kilka cech wspólnych, stanowiących podstawę ich tożsamości. Każda z nich była niezależna i samowystarczalna. Żadna nie stała się ofiarą mężczyzny, czy to boga, czy śmiertelnika. Wszystkie kierowały się własnymi potrzebami a nie potrzebami innych.

Z SIECI: GODDESSES IN EVERYWOMAN with JEAN SHINODA BOLEN, M.D.

JEFFREY MISHLOVE, Ph.D.: Hello and welcome. Today we're going to examine the power of mythological archetypes in our own consciousness. We're going to look at whether the ancient gods and goddesses of the pantheistic cultures, such as Greece, Rome, Scandinavia, India, and China, are actually influencing the lives of us here in the twentieth century today. My guest is Dr. Jean Shinoda Bolen, who is an active feminist, a member of the Ms. Foundation. She is also on the faculty of the University of California Medical School in psychiatry, and a training analyst at the Jung Institute in San Francisco, as well as the author of several fascinating books, including The Tao of Psychology and Goddesses in Every Woman. Welcome, Jean.
JEAN SHINODA BOLEN, M.D.: Thank you. It's nice to be here.

MISHLOVE: It's a pleasure to have you here. You know, in a way you have launched a new phase, a revolution in the women's movement, looking at women's spirituality. So many women these days are beginning to ask themselves about the archetypal role of goddesses within themselves, and to begin to question, what goddess is operating within me at this moment? Your book, Goddesses in Every Woman, is a very serious, scholarly text. I imagine you were a little bit surprised at that kind of response.
BOLEN: Well, I wrote the book as a new psychology of women, because mostly women were expected to be sort of in one type, and actually women are complex, and there are lots of different parts of us that operate -- either operate together, or in conflict, or whatever. We're rather complex people, and so to write a psychology that took in the complexities of women was what it was all about, within the range of what's normal. What surprised me is that it also made sacred women's lives, and so it became a text on women's spirituality, when it started out as basically a Jungian feminist new psychology of women.


MISHLOVE: Well, I know that feminist writers, including yourself, have really taken Freud to task with this whole concept of a female psychology based on penis envy, of all things.
BOLEN: Right -- based on what you don't have, rather than on what is innate in you. And even what is innate in you may not determine how strongly you feel about it. For example, we have uteruses, and so the whole capacity to be a mother is a biological part of us. But you can biologically be a mother and yet it may not touch the deep archetypal level of the mother. And if that happens, you biologically are a mother, but something really deep doesn't click.


MISHLOVE: It seems as if women must really relate to this notion that within themselves are these powerful deities operating, these psychic complexes, because women really do have extraordinary power in their own way, and this power is very aptly reflected in the mythology of the ancient goddesses.
BOLEN: Right, it is. The various goddesses have different kinds of power, and they operate through women, so that a man might feel her power if she were thinking strategically like Athena, or really into being Aphrodite. But the woman herself may feel taken over by a goddess pattern. For example, one of the first ones that I saw in my practice, because that's how it first began, was a jealous Hera. Not all women are like Hera, the goddess of marriage, and if you are like Hera, then no matter how the rest of your life is going, if you don't have a mate there is a feeling of some major emptiness in your life, because it's through being a partner that you have a deep meaning. If you have a partner, like the goddess herself had, who is a philandering Zeus, then time and time again you're wounded and jealous, and you get caught up in the vindictiveness of it. What I saw initially, the goddess that walked into my office, was a woman that I had known before -- before this had happened to her, before she had married, before she had gotten jealous when she found out her husband was being unfaithful to her. She came in feeling like something had happened in her, that she was behaving in a way that she didn't even like herself. You know, that jealousy business is a heavy-duty, terrible feeling to be possessed by.


MISHLOVE: The interesting thing to me that you've described in this pattern is that the Hera archetype will attack the other woman, rather than confront the husband.
BOLEN: Right. That's very, very typical. The positive side of it is that she has the capacity to bond and really go through thick and thin, while another woman, for whom the Hera bond is not innate and instinctive and strong, doesn't feel that way at all. She isn't as susceptible to jealousy or emptiness, and doesn't get as much of her deep meaning from being a wife.


MISHLOVE: Let's step back for just a moment and ask the question, how is it that these mythological images that were written in another culture, thousands of years ago, can still be operating in an active way within us?
BOLEN: Well, one of the things is that it's amazing that myths live so long. These are images that go back three thousand years, and yet we're still fascinated by them. They're still powerful stories, because they're like collective dreams. You know, you can wake up in the morning and sit around the breakfast table, and someone can say to you, "Guess what dream I had last night?" You can listen to the dream and be spellbound by it, without understanding the interpretation of it. But the dream itself has power; it's someone else's dream, but it zings into some layer in yourself that resonates with it. Well, I look at myths that way too. They're like collective dreams. We may not understand them, but they move us. And they move us because there's something in us that is like that.


MISHLOVE: Now, I don't know so much about the goddesses, but my sense is that with the gods of the various cultures -- Greek, Roman, Indian, Scandinavian -- they almost seem to parallel each other. There's a king of the gods; there's a god of war. Is this also true with the goddesses?
BOLEN: Yes, very much so.



MISHLOVE: Isn't that striking, that this would happen in different cultures? It makes one think that they really are reflections of psychic energy patterns.
BOLEN: Right, and that's the basic idea of an archetype -- that it is an innate pattern that is evoked or called out by a combination of culture and nurture. But it also varies as to which one is built in strong at the factory, so to speak, so that when I wrote about goddesses in everywomen, I also said you can often tell the basic pattern when you see your eighteen-month-old daughter, which I did. I saw my kid being able to focus on something that pleased her, not because it made any difference to anybody else. That ability to really focus on something is typical of a class of goddess images or goddesses, those that the initial Greeks called the virgin goddesses -- those who could really, say, focus on a target like Artemis, the goddess of the hunt; you know, the bow and arrow. That was what my daughter was being like when she focused on accomplishing something that mattered to her. Other women don't have as strong a drive to do that.


MISHLOVE: It's an interesting distinction that you make between the virgin goddesses, who are in effect not so much influenced by their relationships with men, as opposed to, say, the vulnerable goddesses, where a relationship with a male -- a father, a son, or a husband -- seems very much to be central in their lives. BOLEN: Well, the vulnerable goddesses are relationship-oriented in general. One of them is the mother-child bond, too; it's a powerful one. It's like without the other person I don't have a meaning. With the other person in my life, I feel fulfilled, and because I am so dependent on having a relationship to give my life meaning, I am vulnerable, because the other person can leave me, and I can be bereft and in grief, or jealous if I am Hera. Or I can try to have a baby and it doesn't happen, and I can just feel the emptiness of not having a child, because that archetype just demands to be fulfilled through me. Another one could say, "I never want a child, never wanted babies." The archetype is just a very different one. So the vulnerable ones set you up to make commitments to people that really last, but they also set you up to suffer and to grow, and it makes for depths in relationship.


MISHLOVE: Is there a sense in which if one recognizes that one of these archetypes is operating -- if a woman senses that this is happening, one of these vulnerable goddesses is a force moving through her -- that it's best to kind of go with it, rather than to deny it or fight it, but just to allow yourself to be vulnerable and to find your power in that?
BOLEN: Yes and no. There's first the sense of fulfilling it at some point because it does give you meaning to do it. But it's like telling a goddess at times, "Not now." You know, if the impulse to have a baby arises when you're fifteen, it would be a very good idea to say, "Not now." Or at a certain phase of your life, when things aren't right, to say, "Not now." Because I've found in my practice, for example, that the woman for whom that archetype is the strongest will perhaps get pregnant when she doesn't intend to, when it's really not a good time. If she has to go through the whole process of making a decision to have the baby or to abort the baby, it is a terrible struggle for her. If she aborts that child, she is the one who gets depressed and has a real hard time of it. You'd think that given the difficulty that she had, she'd make good and sure that that wouldn't happen again. But because the archetype really wants the baby, this is the very woman for whom it might happen again, where someone else could much more easily have an abortion, feel it was very sensible, it was over, and she would also be very careful not to have another one. It really differs.


MISHLOVE: In other words, what you seem to be saying is that these archetypal complexes, while they are very powerful and associated with the deities of ancient cultures, don't really stand at the core of our being, at the exact center. There's some other part of us which has to choose and make decisions for ourselves.
BOLEN: Well, the individual woman is the choice maker.


MISHLOVE: In other words, we are not really these gods and goddesses.
BOLEN: No, but if a woman isn't conscious of what's oeprating in her, and doesn't make choices, then she can repeat a pattern that is just brought on by a particularly strong goddess. And then she can really have a series of repetitious bad scenes in her life. For example, if she is by nature a bonding Hera woman, and she allows that to happen before she even knows the man -- I mean, she's the kind of woman where the archetype operates on her so on the first date she's fantasizing walking down the aisle -- and should that man want to marry her, she is ready to because the goddess wants to be fulfilled. Now, this particular woman would do very well to realize that she needs to know the character of the man and his capacity to be faithful and to love her. Otherwise she's really at the mercy of jealousy and pain. So the more she knows that of herself and her susceptibilities, the better.


MISHLOVE: You know, Freud once wrote towards the end of his career that in spite of all his investigation into the psychology of men and women he was never able to answer the basic question, what does woman want? It seems as if in your psychology of the goddesses, you really are addressing that question. These goddess archetypes represent the different things that women want.
BOLEN: Yes. And it varies from woman to woman, that's the other thing.


MISHLOVE: And varies from time to time for a single woman, also.
BOLEN: Yes, because at different times in your life a goddess pattern will be much stronger. For example, if you're a teenage girl, it could be that you are a horse-crazy Artemis, who just wants to go ride horses, be a backpacking Girl Scout in the wilderness. Or you could be an Aphrodite that is really boy crazy. Or you could be a scientific-minded, chess-playing Athena, or a meditative Hestia, or something like that. And it's pretty clear at that time that there's one or two goddesses that really run the show for a while. And then, come your adult years, it may be that you will get married, and Hera will get a vote, or may not. It may be that you'll have a baby, and Demeter, the mother, will be evoked; or it might not. You know, when Demeter is not evoked, it can be very sad. I had a number of people say to me, "Go see Mary Tyler Moore in Ordinary People. Then you'll realize what my mother was like." Basically what they were saying is: "I had a mother who was my biological mother, but at some deep level she didn't bond with me, and I knew it." And what is said is that often the woman knows it too. She may know that she felt it for another child, and isn't bonded at this deeper level with this particular one.


MISHLOVE: Because the archetype --
BOLEN: The archetype didn't get constellated, didn't get pulled out, didn't connect.


MISHLOVE: Many of the images that men have formed of female goddesses -- sort of the dark, terrible mother, the Kali image -- what do you think of that?
BOLEN: There are a couple of terrible mothers. Interestingly, in Greek mythology they're not as powerful as in Indian mythology, so that mostly the goddesses in Greek mythology were right under a patriarchal major god, and mostly they had a tough time of it, or they stayed independent. But there wasn't a really heavy-duty, powerful Greek goddess.


MISHLOVE: Because Greek mythology really reflected the patriarchal culture that developed, which is the culture that's still in effect, of course. So there's real meaning for women today, I suppose, in looking at the goddesses who operated in that system.
BOLEN: Often the dark side of a goddess is like the enraged one, the one that is feeling that she has been dishonored. Hera can be reduced to being just a jealous shrew, which she often is, or she can be seen as a powerful aspect of the feminine that has been discounted, dishonored, and devalued, and she's enraged from that standpoint. Or you can have a goddess like Demeter, who is the abundant, giving, nurturing mother, who if she doesn't have a baby of her own, is the woman who is nurturing everybody. And yet if she doesn't say no to the goddess inside of her, and the person on the outside that says, "Help me, do this for me, take care of me," etcetera, the human woman is going to get burned out. And so Demeter women often do get burnt out, and when they do they're like Demeter the goddess who sat in the temple and didn't care if the whole world died of famine. This woman that used to be all-loving and all-giving, gradually feels as if there is no mothering energy in her whatsoever -- that she could let the whole world die. And the observing women in whom this has happened, then gets distressed, because she knows that somewhere there's a part of her that's missing now, and she goes into this negative side of Demeter, who is really representative of the depressed woman. There are an awful lot of depressed women in this culture too.


MISHLOVE: You seem to be suggesting that these constellations of psychic energies are in a way rather precise, and that one can get a good deal out of rereading the ancient myths and looking at the patterns of life that are attributed to these goddesses.
BOLEN: Yes, it's really fascinating when you do, and you realize that a minor myth is reflective of something in you. Like I have a lot of Artemis, the goddess of the hunt. To go to medical school you have to be able to aim for a distant target and go for it. So I don't have much difficulty with that focused, go-for-it energy that some other women, because they're not naturally in this mode, have. There are characteristics -- like this is the goddess who comes out of the forest and the wilderness; she's like a deer, in that now you see her, now you don't. People that are my friends had that; you know, I would get focused on something, and I'd get totally absorbed, and it would be like disappearing into the woods, and then I'd come out again when I finished the project, or what have you. So even a little vignette of this fit something of the pattern.


MISHLOVE: Is there something about feminine psychology, the way we often think of women as being more intuitive, that would lead women to be more interested in the goddess within than, say, men would be interested in the god within?
BOLEN: It could be, because if you believe in imagery -- well, not if you believe in it, but if imagery and metaphor and story and myth move you -- then if I say to you that somebody is, say, like a Persephone gathering flowers in the meadow,a then there's the picture of this innocent who is picking flowers in the meadow, but you know, oh my God, the earth is going to open up, and Hades is going to come up and abduct her. Just by giving the picture, I say the whole story for someone who's metaphorically minded. But someone else might say to me, "Why don't you just say that she is unconscious of her environment, and susceptible to being victimized?" Which is true, too.


MISHLOVE: Right. I mean, why do you need all this goddess business?
BOLEN: Yes, why do you need all the goddess business? And what the business does, or archetypal imagery does, is that it puts image and affect and story in one, and it deepens your whole sense of what it's about. But you have to be much more right-brained, I think. Women are supposed to have more of those corpus callosum strands that go between right and left brain, and so maybe they can move into their right brain easier, and go back and forth.


MISHLOVE: Well, I should think connecting up with the mythological stories helps to make us feel as if our lives in some way are part and parcel of the great stories of humanity.
BOLEN: Yes, they are. They really are.


MISHLOVE: That everybody, in their own way, is probably living out some mythological role, even if they're a milkman.
BOLEN: Right. One of the points I made in talking not about the goddesses, but about the heroine in everywoman, is that we are all protagonists in our own mythic life stories. Once we get a sense that we are leading lives in which we're the major character, the protagonist, we can either be a heroine or a hero, or we can be a victim; we can be passive and acted upon, or we can consciously make our decisions based on what's operating in us and what's operating on us. I began to feel that one way of looking at everybody is sort of like a sandwich, in that we are acted upon by these powerful forces inside us, of archetypes, and we have projected upon us and are being acted on from outside by these powerful qualities or projections called stereotypes. So here we are in the middle, with the archetypes acting inside and the stereotypes acting outside, and if we're not conscious of these forces acting upon us, we tend to just sort of fall in. The women's movement in the seventies raised awareness about stereotypes -- that we are limited by what the culture said we should be as women. Then I came along with all this Jungian training that I was fortunate enough to get, somewhere along the line, in a Freudian world, and began to appreciate how powerful these archetypes are, and that they act on us, whether we name them or not, whether we know them or not. But when we know them, we could say, "Aha! OK, I know this one's acting on me, and that when this happens, this is what I do." Or I can know that I need to go into my center. The goddess that hardly anybody knew about was Hestia, the goddess of the hearth. She's the one that in cleaning her house, putting flowers out, making it beautiful and orderly, does something about ordering her psyche, and it's a meditative quality, a centering quality. I can know that what I personally might need at a certain time is to have some solitude, to evoke the Hestia in me, and that that will help put some order in my psyche.


MISHLOVE: In other words, we can all conceive of the pantheons of gods and goddesses as resources within ourselves that we can invoke, we can call upon, as we need to do.
BOLEN: Right, much as the Greeks used to call on them and think they were outside and up on Olympus. Now this is a way of realizing that they're inside.


MISHLOVE: That's a very optimistic theme. You know, Jung himself, as I understand his psychology -- I was very struck by this -- suggests that the active archetype within males is a female, the anima, and within females the unconscious is a male, or the animus. You're suggesting a somewhat different slant.
BOLEN: Yes and no. I felt like Jung was sexist in some ways, and he definitely was when he said that all women had an animus, and that the animus was what did our thinking for us. That meant if I had a good idea, it wasn't that I thought it, but that my animus did it for me.


MISHLOVE: This male inside of you.
BOLEN: And not only is it this male inside of me, but by nature, because it is an unconscious part of me, I can't think as well, ever, as a man could, by definition. But then I found that here's Jung also talking about psychological types, without genders -- qualities. So that I don't happen to be a thinking woman by type, but I could be a thinking woman, and if I were that would be my best suit. So what is this business? Am I doing it, or is my animus doing it for me? Well, then if you have an archetype like Athena, the goddess of wisdom, who is the best strategist, the best thinker of them all, women who are naturally thinking types begin to realize that just because they're thinking doesn't mean that a masculine part is doing it. They're thinking well because there is a pattern in them that is like Athena that is beautiful and strong and thinks very, very decently. So what I'm doing is saying that for an Athena woman, the animus model does not work, around thinking. But for another kind of woman -- say, a more relationship-oriented woman -- it often feels as if thinking is a foreign, male part of her. So she may think, "I've got to call up my animus," -- she might think of it as a litigator or a gladiator -- "who will go do battle for me." It doesn't feel like first nature.


MISHLOVE: So you're making some modifications of Jungian thought.
BOLEN: Right.


MISHLOVE: We're almost out of time, but I'd like to ask you this in closing. It seems to me that in a way mythology is still alive within us, and I wonder if we aren't in the process of creating new gods and new goddesses, with new powers that are sort of moving us into the future.
BOLEN: I think we are, and I think -- there's a fellow named Rupert Sheldrake who even explains how new archetypes can come into being.


MISHLOVE: Through the theory of morphic resonance.
BOLEN: Right. And that by being human, we share images or archetypal fields that we tap into. So yes, as individual women change, for example, we may be building a new model for women in general to be able to move into expressing.


MISHLOVE: So if the gods and the goddesses of ancient Greece are still alive today, surely their stories didn't end when Homer died.
BOLEN: No, they didn't.



MISHLOVE: They're still progressing. We must have new images all the time. And I think, Jean, in a way the work that you are doing, as a female psychiatrist and trailblazer today, is in effect creating a new image of what it means to be an Artemis, for example. It's been a pleasure having you with me, Jean Shinoda Bolen, and you really in a way do embody the very principles that you speak of. I think especially for women, but also for men, it's very inspiring to see somebody reaching deep into history and creating new meanings for modern people as well.
BOLEN: Thank you.
MISHLOVE: Thank you very much for being with me.
END