Być mężczyzną to dziś nie lada wyzwanie. Z jednej strony olbrzymia konkurencja, a z drugiej oczekiwania czasem nie do spełnienia. Na dodatek coraz mniej mamy atrybutów, których posiadanie dawało kiedyś poczucie nie tylko pewności, lecz także męskości. Nie wystarczy urodzić się chłopcem, mężczyzną trzeba się stać!
Oto dziesięć przykazań „prawdziwego mężczyzny”:
Bądź silny! Rozwijaj siłę zarówno ciała, jak i umysłu. Kształtuj mięśnie i pokonuj trudności.
Bądź ambitny. Twoje plany, marzenia, zainteresowania powinny przekraczać przeciętny poziom; bądź zauważalny, rozpoznawalny i wyjątkowy.
Bądź dominujący. Masz przewagę fizyczną, więc powinieneś występować po stronie tych, którzy dyktują reguły i warunki.
Nie poddawaj się. Musisz dać z siebie jak najwięcej, niezależnie od kosztów i konsekwencji, bowiem słabość jest zarezerwowana dla płci odmiennej.
Bądź stanowczy i nieugięty. To jest miara siły twoich zamiarów, poglądów, przekonań.
Miej inicjatywę. Musisz przeć do przodu. Nie wolno ci się zatrzymać. W najtrudniejszej sytuacji zawsze powinieneś znaleźć wyjście, a najlepiej poprowadzić za sobą innych.
Bądź wielki. Miarą wielkości jest ignorowanie błahych, codziennych spraw, a zajmowanie się tylko tymi naprawdę ważnymi.
Bądź racjonalny. Stąpaj twardo po ziemi. Uwzględniaj tylko rzeczy namacalne i konkretne. Nie trać czasu na wyobrażenia i odczucia.
Bądź wyrazisty. W męskiej tożsamości nie ma miejsca na dwuznaczności albo niejasny obraz tego, co cię odróżnia od słabej płci.
Bądź mężczyzną. Stawiaj czoła przeciwnościom, pokonuj je, nie pokazuj słabości, uczucia zostaw dla kobiet i nie zapomnij o pozostałych dziewięciu przykazaniach.
Jak pisze Piotr Oleś („Charaktery” nr 11/1999), w psychologii powszechnie przyjmowana jest koncepcja, zgodnie z którą na męskość składają się: pewność siebie, ambicja, stanowczość, brak cierpliwości w zetknięciu z przeszkodami lub przeciwnościami, gotowość do przejmowania inicjatywy, upór i wytrwałość w dążeniu do celu. Osoby o tym typie emocjonalności cenią działanie i jego konkretne efekty, chętnie podejmują trudne wyzwania, w których mogą się sprawdzić.
Amerykański psycholog Harrison G. Gough twierdzi, że ludzie o dużym nasileniu męskości wybierają w opisie siebie następujące określenia: agresywny, ambitny, kłótliwy, asertywny, roszczeniowy, dominujący, silny, niecierpliwy, uparty, wygadany, nieustępliwy, wierzący w siebie, z inicjatywą. Zaś ci, których charakteryzuje brak męskości, pomijają powyższe cechy, a opisują siebie jako osobę subtelną, uprzejmą, łagodną, skromną, cierpliwą, usłużną, umiarkowaną, wrażliwą, nieśmiałą, o miękkim sercu, uległą, bojaźliwą, ufną i naturalną.
Wydaje się, że współcześnie elementy kształtujące tradycyjne tożsamości płciowe, związane z charakterystyką przypisaną rolom kobiety i mężczyzny, coraz bardziej wymagają zmian i elastyczności w ich pojmowaniu. To, co kiedyś było naturalną konsekwencją strategii przetrwania, na przykład walka, polowanie czy zdobywanie, dziś wydaje się przeszkodą w osiągnięciu tożsamości, a także poczucia spełnienia i zadowolenia. Mężczyźni nie muszą już polować, walczyć (chyba że inni mężczyźni rozpoczęli wojnę), ale z drugiej strony muszą stworzyć warunki społeczne potrzebne do realizacji ważnych elementów ich tradycyjnej tożsamości. Muszą, bo przyswoili sobie powyższe przykazania, a także dlatego, że inni tego od nich oczekują.
Jakie są koszty utrzymywania takiego obrazu siebie? Po pierwsze, trzeba coś zrobić ze sferą emocjonalną. Uczucia bowiem mogą skutecznie torpedować starania o to, aby czuć się w pełni mężczyzną. Lęk, strach, wstyd, zwątpienie, wzruszenia, słabość, bezsilność lub bezradność są niebezpieczne. Mogą nie tylko uniemożliwić realizację zadań, lecz także podważać istotę tożsamości męskiej. Takie uczucia są domeną świata kobiecego. Podejrzenie, że te emocje w mężczyznach się pojawiają, sprawia, że natychmiast uruchamiają oni mechanizmy obronne, aby je zatrzymać i powrócić do stanu gotowości, gdy „zwarci i silni” stawią czoła kolejnym wyzwaniom.
Im bardziej wyrazisty jest wzorzec męskiej tożsamości, tym uboższa paleta zachowań wynikających ze wspomnianych emocji. Jeżeli mężczyzna się boi, to okazuje złość. Jeżeli czuje się bezradny, to okazuje złość. Jeżeli jest smutny lub wzruszony, też okazuje złość. Wydaje mu się, że złość jest lepszym (bo bardziej akceptowalnym – wiadomo: chłop głodny to chłop zły) uczuciem, lepiej pasującym do obrazu mężczyzny. Wynika to z treningu opartego na założeniu, że mężczyzna zawsze musi dać sobie radę, pokonać trudności, być silny, nie może płakać jak baba – słowem: musi spełniać owe dziesięć przykazań.
To ograniczenie sfery emocjonalnej sprawia, że wrażliwość interpersonalna zostaje zarezerwowana dla świata kobiecego. Zanika wymiana emocjonalna. John Gray w książce „Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus” opisuje męskie strategie radzenia sobie z problemami. Marsjanin izoluje się i wchodzi do jaskini, natomiast Wenusjanka szuka kontaktu i wymiany. Co on robi w tej jaskini? Przede wszystkim doprowadza się do porządku, to znaczy tłumi niedozwolone uczucia (lęk, wstyd, poczucie winy), a potem sam szuka rozwiązania zaistniałego problemu. Każda próba pomagania mu kończy się niepowodzeniem, bowiem szukanie i przyjmowanie pomocy jest dowodem słabości, a ta należy do świata kobiecego.
Mężczyźni nie dotykają się. Starają się zachować odpowiedni dystans, aby nikt nie miał wątpliwości co do ich niekwestionowanej męskości. Czasem pod wpływem alkoholu pozwalają sobie na „robienie niedźwiedzia” i składanie deklaracji typu: „Bracie, ja cię kocham, ty mordo moja”. Wtedy to dopuszczalne, bowiem dla wszystkich jest jasne, że chłopaki sobie popili! Ale niech któryś spróbuje zrobić to po trzeźwemu! Faceci się nie dotykają, ten rodzaj wymiany jest zarezerwowany dla kobiet. Czy mężczyźni nie potrzebują tego, czy raczej to nie uchodzi, bo nie wypada, a co gorsza podważa męską tożsamość? Dotyk jest sposobem udzielania wsparcia, sygnałem bliskości, czasem zrozumienia i podtrzymania na duchu. A mężczyzna nieJakie są konsekwencje opisanego stanu? Emocje stanowią łącznik między osobą a jej otoczeniem. Wyrażają indywidualne ustosunkowanie się do tego, co spotykamy i w czym uczestniczymy. Są swego rodzaju energią, która manifestuje się w konkretnych zachowaniach. Jeżeli ta energia nie znajduje ujścia, to kumuluje się, powodując wzrost napięcia, albo ulega przekształceniu, przenosząc się na inne formy rozładowania. Nieraz dochodzi do tzw. implozji, czyli wybuchu wewnętrznego, który dla zdrowia może być kosztowny. Długotrwałe nadmierne napięcie przyczynia się do chorób psychosomatycznych, czasami do przedwczesnej śmierci. Może też prowadzić do agresji i przemocy wobec innych.
Współczesny mężczyzna znalazł się między młotem a kowadłem. Z jednej strony został wychowany w duchu dziesięciu przykazań, a z drugiej oczekuje się od niego wrażliwości, emocjonalności, dzielenia się i odpuszczania sobie. A może zrewidować dotychczasowy zestaw oczekiwań wobec mężczyzny i zamiast siły i stanowczości kształtować wartości uniwersalne: uczciwość, wrażliwość i współdziałanie? Może porzucić dawne zasady społeczne mówiące o tym, że istnieje płeć słaba i silna, a ta ostatnia jest dominująca? Nie trzeba rezygnować z bycia silnym i stanowczym, choć nie każdy i nie zawsze może takim być. Chodzi o to, aby nie stało się to wartością samą w sobie, od której zależy męska tożsamość. Mężczyzna ma prawo nie radzić sobie, być słabym i czasem kogoś poprosić o pomoc. I nie ujmuje to jego męskości. Kobiety od ponad stu lat próbują wywalczyć dla siebie należyte miejsce. Mężczyźni zaś jakby zapomnieli o tym, że ten proces jest dwustronny i pociąga za sobą konieczność znalezienia dla siebie nowej tożsamości. Może czas na sformułowanie dziesięciu przykazań współczesnego CZŁOWIEKA?
Luis Alarcon Arias jest psychologiem, superwizorem psychoterapii i treningów psychologicznych, prezesem Stowarzyszenia „Niebieska Linia”. Wykłada w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej. Jest jednym z pionierów w dziedzinie programów terapeutycznych dla mężczyzn stosujących przemoc domową. Prowadzi także rozmaite programy rozwojowe dla biznesu. W ramach Instytutu Terapii Skoncentrowanej na Rozwiązaniach propaguje ten nurt terapeutyczny.
Źródło: Charaktery
potrzebuje tego, bo sam sobie poradzi.
Kobietom wcale nie zależy, żeby ojciec ich dzieci był prawdziwym macho. Do takiego wniosku doszli badacze z uniwersytetów St. Andrews i Durham w Wielkiej Brytanii. W ostatnim numerze czasopisma "Personality and Individual Differences" starają się oni dociec, jak panie interpretują konkretne cechy męskiej fizjonomii. Uczeni skupili się zwłaszcza na tych elementach, które mają znaczenia dla życia we dwoje, a więc męskość bądź kobiecość rysów oraz zdrowy lub chorowity wygląd twarzy. Przebadano grupę 400 osób i na tej podstawie autorzy artykułu twierdzą, że udało im się obalić kilka mitów dotyczących wzajemnej atrakcyjności obu płci. Jednym z nich jest opinia, że kobiety wolą partnerów "bardzo męskich". "Męski" oznacza tu pewien typ rysów twarzy, który zwykło się kojarzyć z męskością: "kwadratowy podbródek, wydatny nos, niespecjalnie duże oczy oraz grube i raczej proste brwi" – wymienia wspomniane czasopismo.Uczestnikom badań (przeważały wśród nich kobiety, choć znalazła się także niewielka grupka mężczyzn) pokazywano różne męskie twarze zestawione parami. Prawie zawsze była to ta sama twarz, lecz poddana komputerowej obróbce. Uczestnicy eksperymentu mieli odpowiedzieć, które oblicze kojarzy im się z konkretnymi cechami charakteru, takimi jak ambicja, zdolność do kompromisu, skłonność do dominacji, wierność, umiejętność bycia dobrym ojcem i ludzkie ciepło.Okazało się, że ludzi o twarzach z uwydatnionymi cechami męskimi postrzegano jako skłonnych do dominacji, niewierności i nie przypisywano im zbyt często walorów przykładnego ojca. Innymi słowy, tak wyglądający osobnicy nie byli "dobrą partią". Natomiast twarze o cechach kobiecych – bardziej zaokrąglone, o wydatnych wargach i łukowato wygiętych brwiach – mieli zdaniem respondentów idealni kandydaci do stałego, długotrwałego związku, w którym można planować dzieci.– Kobiety skłaniają się ku mężczyznom o rysach bardziej męskich lub bardziej kobiecych w zależności od tego, o jaki związek im chodzi – wyjaśnia w rozmowie telefonicznej szefowa zespołu badawczego, Lynda Boothroyd. – Jeśli zatem dziewczyna szuka przelotnego romansu bez zobowiązań i z większą dozą gorących namiętności, wybierze partnerów o męskim wyglądzie. Zgodnie ze stereotypowym myśleniem takiego właśnie mężczyznę uważa się za idealnego kandydata do spełnienia kobiecych pragnień. Ale jeśli panie myślą o trwałym związku, wówczas wizerunek prototypowego samca może szkodzić. Takie kobiety będą szukały partnerów, których twarze mają łagodniejsze, kobiece rysy. Dzieje się tak dlatego, ponieważ w podświadomości tkwi głębokie przekonanie, iż opieka nad dziećmi jest domeną kobiet.Drugi z autorów badania, David Perrett, twierdzi, że powody, dla których kobieta wybiera mężczyznę o takich, a nie innych rysach twarzy są bardzo złożone. Obok wspomnianych wcześniej motywów uczony dodaje, że niektóre panie wolą "mężczyznę dominującego. W ich przypadku atrakcyjni będą zatem tacy partnerzy, których rysy sugerują tę cechę charakteru; natomiast inne kobiety nie zwrócą uwagi na nich uwagi". Jednak i Perrett przyznaje, że "gdy mowa o wychowywaniu dzieci, preferowani są mężczyźni o delikatniejszych rysach".Czy to oznacza, że w przyszłości rysy twarzy panów staną się bardziej kobiece, bo tacy mężczyźni będą wybierani na ojców? Boothroyd nie potwierdza tej tezy: – Mężczyźni o typowo męskiej urodzie także mają dzieci. Ich gatunkowe przetrwanie jest gwarantowane – mówi. – Inna sprawa, że są postrzegani jako kiepscy kandydaci na mężów.Autorzy badania chcieli również sprawdzić, czy męskie rysy kojarzą się z dobrym zdrowiem. – Istnieje związek między ilością testosteronu a męskim wyglądem twarzy – mówi Boothroyd. – Aby utrzymać wysoki poziom tego hormonu, trzeba mieć sprawny system odpornościowy. Dlatego też wielu badaczy uważa, że bardzo męskie rysy odzwierciedlają dobry stan zdrowia fizycznego mężczyzny. Biologia ewolucyjna głosi, że kobiety przyswoiły sobie wiedzę o tym fakcie i poszukują partnerów o takich właśnie cechach. Bo jeśli mężczyzna cieszy się dobrym zdrowiem, będzie mógł lepiej i dłużej zadbać o potomstwo".Tymczasem brytyjscy uczeni doszli do przeciwnego wniosku. Opieka nad dziećmi zaczyna kuleć, jeśli ojciec odchodzi z inną kobietą. A przecież właśnie mężczyźni o rysach typowo męskich postrzegani są jako potencjalnie niewierni.Zresztą nie dało się ustalić bezpośredniego związku między stanem zdrowia a wyglądem macho. Twarzom o zdrowym wyglądzie przypisywano te same cechy, co twarzom o rysach kobiecych, natomiast twarze chorowite od razu odrzucano.– Kobiety wcale nie uważają, że "męski" facet musi cieszyć się doskonałym zdrowiem fizycznym, natomiast podejrzewają go o dominujący charakter i emocjonalny chłód – twierdzą autorzy badań. Okazało się, że twarze dojrzałe znacznie bardziej podobały się respondentom niż twarze młodzieńcze. Ale "niewykluczone, że gdybyśmy posłużyli się zdjęciami kobiet, wynik badania byłby nieco inny" – zauważają uczeni.W trakcie wcześniejszego eksperymentu Perrett ustalił, że występuje zbieżność między kobiecymi rysami twarzy a takimi cechami, jak uprzejmość lub czułość. Potwierdził też, że tendencja do wyboru określonego partnera jest u kobiety uzależniona od fazy cyklu menstruacyjnego. Podczas owulacji kobietom bardziej podobają się panowie o uwydatnionych cechach męskich – prawdopodobnie dlatego, że mężczyzna o takim wyglądzie ma podobno o wiele większą potencją seksualną. Autorzy zastrzegają jednak, że ograniczono się do zbadania opinii opartej na pierwszym wrażeniu: oceniane osoby były dla respondentów kompletnymi nieznajomymi.Jak mówi Perrett, "nie badaliśmy związków między rzeczywistą osobowością a rysami twarzy. Jednak – choć potrzeba tutaj jeszcze dodatkowych materiałów naukowych, które mogłyby to potwierdzić – zdaniem niektórych uczonych te relacje są oczywiste. Nie na darmo mawiają przecież, że oczy są zwierciadłem duszy