Sprawa wywołała ogromne poruszenie w Niemczech i w Szwajcarii. W liście skierowanym do premiera Hesji, Rolanda Kocha, kardynał Lehmann podkreślił, że nie może przyjąć nagrody wraz z Kermanim, gdyż ten nie wykazuje szacunku wobec centralnego symbolu wiary chrześcijańskiej. W związku z protestem obydwu duchownych kapituła Nagrody postanowiła przenieść wręczenie nagrody z lipca na bliżej nieokreślony termin jesienią. Bp Wolfgang Huber, przewodniczący Rady Ewangelickiego Kościoła Niemiec, poparł stanowisko duchownych, opowiadając się za nieprzyznawaniem nagrody w ogóle. Wątpliwości co do sensu wyróżnienia zgłosili niektórzy publicyści i politycy, w tym przewodniczący Bundestagu, Norbert Lammert. Co napisał Kermani? W eseju na łamach NZZ Kermani dokonał bezpardonowej krytyki krzyża oraz chrześcijańskiej wiary w odkupienie poprzez Jezusa Chrystusa. Tekst jest opisem wrażeń irańsko-niemieckiego publicysty po obejrzeniu słynnego obrazu ukrzyżowania Jezusa w rzymskim kościele św. Wawrzyńca namalowanego przez Guido Renisa. Opierając się na islamskiej krytyce chrześcijaństwa, Kermani przyznaje wprost, że z zasady negatywnie ustosunkowany jest wobec krzyży, a także wobec rzekomego zamiłowania chrześcijan do skrajnego eksponowania cierpienia aż do granic pornograficznej celebracji. Krzyż jest według Kermaniego wyrazem tego, że chrześcijanie zamiast ulepszać świat, wciąż rozdzierają szaty nad jego stanem. Kermani mówi nawet o „barbarzyńskiej hypostazji bólu, wrogości wobec ciała, niewdzięczności wobec stworzenia, z którego powinniśmy się radować i korzystać.” Co więcej, Kermani przekonuje, że jego krytyka krzyża wynika z… poważnego traktowania krzyża. Reakcje W obronie Kermaniego i z ostrą krytyką pod adresem Lehmanna, Steinackera oraz premiera Kocha wystąpiła NZZ, a także niektórzy publicyści niemieccy oraz znany teolog ewangelicki i socjolog religii Friedrich Wilhelm Graf, który na łamach Frankfurter Allgemeine Zeitung nie zostawił suchej nitki na dostojnikach kościelnych. Przede wszystkim Graf zarzuca Lehmannowi, profesorowi teologii dogmatycznej, że sam nie trzyma się zasad, których domagał się od innych chrześcijan, kiedy ogłoszono deklarację Dominus Jesus – zrozumienia ambitnych tekstów religijnych w ich pełnym wymiarze oraz zgodnie z ich intencją. Graf uważa, że Kermani jest pobożnym muzułmaninem zainteresowanym jak mało kto na chrześcijaństwo, a Lehmann wraz ze Steinackerem wykazują się „albo przerażającym brakiem teologicznej wiedzy albo z powodu starczej próżności i karmiąc się instynktem władzy próbują zdyskredytować znacznie młodszego uczonego, który w odróżnieniu od duchownych, nie reprezentuje żadnej wpływowej organizacji tylko samego siebie.” Co więcej Graf chwali Kermaniego za „odwagę sprzeciwu wobec dopasowywania się do zakłamanych konwencji dialogu międzyreligijnego w kraju korporacyjnie zarządzanej religii.” Teolog przekonuje, że Kermani nie powiedział niczego nowego, czego nie mówiłoby wielu chrześcijańskich teologów od wieków i piętnuje Lehmanna oraz Steinackera za pomijanie bezdroży soteriologii (nauki o zbawieniu – przyp. D. B.) na rzecz oddalonego od rzeczywistości klerykalnego żargonu. Z kolei NZZ zarzuca Lehmannowi i Steinackerowi niezdolność do dialogu, w którym od lat na różnych szczeblach uczestniczyli. Geront Faciu z DIE WELT stawia tezę, że zamieszanie wokół wypowiedzi Kermaniego nie popsuje dialogu religijnego, gdyż ten w ogóle się jeszcze nie zaczął – dotychczas propagowany jest dialog życia lokalnych społeczności, w których obok siebie żyją chrześcijanie i muzułmanie. Źródło: ekumenizm.pl |
sobota, 30 maja 2009
OPLUJ KRZYŻ ...
Mąż zdradzony, czyli Amfitrion PLAUTA
Wojciech Jóźwiak o moim tekście "O tożsamości narodowej Polaka"
Neopogański resentyment
W serwisie Racjonalista.pl jest tekst O tożsamości narodowej Polaka - autor: Wojciech Rudny. Tekst jest ciekawszy niż zapowiada tytuł, ponieważ jest tam mowa o tożsamości Polaków z neopogańskiego lub rodzimowierczego punktu widzenia. Autor idąc za poglądami Jana Stachniuka przedstawia standardowy, można powiedzieć, zestaw narzekań na nie-takość naszej historii i tego, że za jej sprawą jesteśmy tacy, a nie inni. Tekst brzmi w tonacji bycia obrażonym na tę rzeczywistość. Na czym mają polegać Błędy-i-Wypaczenia przeszłości: (A) że dawny duch Europy został zastąpiony (zgaszony, zniszczony...) przez chrześcijaństwo, które było ledwie żydowską sektą, przez nich samych odrzuconą, jako coś "niemożliwe do zastosowania"; (B) że chrześcijaństwo kiedy zostało zaprowadzone w Polsce było już na tyle silne, że nie musiało się liczyć z lokalnymi (słowiańskimi, naszymi) tradycjami, więc zdmuchnęło je, inaczej niż na Zachodzie Europy, gdzie słabe zrazu chrześcijaństwo musiało pójść na kompromisy z lokalnymi tradycjami germańskimi, a zwłaszcza w Irlandii celtyckimi, w jakimś stopniu zachowując je i przechowując; ( C ) że lepiej by było dla Polski gdyby przyjęła słowiańskojęzyczne prawosławie, jak Ruś lub Serbia, które lepiej chroniło swojość, tymczasem słowiańska linia chrześcijaństwa w Polsce została wykorzeniona; (D) że kontynuowane jest utożsamianie polskości z katolicyzmem, co wciąż oddala Polaków od tego, by wreszcie byli sobą - jako że za sprawą tamtej historii sobą uporczywie nie są.
No nie są. I tu Autor włącza drugie uczucie: zawiść, że inni mają lepiej, bo mają to, czego my nie mamy i za przykład (niedościgły dla nas) stawia Japonię, która (jak pisze) umiała przechować własne prastare narodowe religijne tradycje mimo iż nawiedzały ją religie uniwersalne - buddyzm, chrześcijaństwo, i będąc wierna swym korzeniom mimo to nie popadła w zacofanie ni prymitywizm.
Pięknie, tylko że już stary (chociaż młodo zgasły) Nietzsche przestrzegał przed budowaniem czegokolwiek na resentymencie, tymczasem żal do własnej historii że była taka a nie inna, oraz zawiść do innych krajów, że u nich było lepiej, to resentyment jawny.
„Korzenne” odrodzenie, przywrócenie naszych przodczych kości, jak pisał kilka lat temu Frank Henderson McEowen, jeśli u nas kiedykolwiek nastąpi, wyjdzie jednak od afirmacji, nie od narzekań - bo inaczej po prostu go nie będzie.
=> Barbapapy
Faktycznie, należy zakładać, że recenzowany autor (z www.racjonalista.pl) książkę prof. Janion czytał, ale nie na nią powołuje się w swoim tekście, tylko na Jana Stachniuka, założyciela i teoretyka Zadrugi. A to troche inna bajka niż ta z "Niesamowitej Słowiańszczyzny". WJ
"nie mieć pojęcia o słowiańskich korzeniach i kulturze to pewien standard"
Tak. Przykład świeży: 2 tygodnie temu dziennik "Dziennik" dołączył mapy Europy Środkowej, tam prezentacje państw, taki bryk dla licealistów. W skrótowej historii Czech napisano, że w starożytności żyli tam germańscy Markomanowie. O Słowacji, że żyli tam Kwadowie. Przy Polsce nie było ani jednego zdania, kto tu żył w starożytności. Domyślam się, że redakcja map nie chciała się narażać ani "autochtonistom" (wg których żadni Germanie nie mieli prawa nidgy u nas żyć) ani "allochtonistom", bo być może ich poglądy o wczesnośredniowiecznym dopiero przyjściu Słowian do nas stały się politycznie niepoprawne. Fakt pozostaje: wciąż standard (przesąd?) każe głosić, że Polskę wykreował z niebytu pokropek Mieszka.
Wojciech Jóźwiak
Czy narzekam? Nie. Stwierdzam tylko fakty!
FAKTY:
1. Zwolennik przedwojennej, neopogańskiej Zadrugi mówiłby i pisał o świadomości narodowej Polakatolika, bowiem to, co stanowi o polskości, co najmniej od czasów zwycięstwa kontrreformacji na ziemiach polskich, jest wyłącznie katolickie (i jakoś tutaj nawet obrońca polskiej mowy protestant Mikołaj Rej wcale to a wcale nie pasuje).
2. Zatem prawda o polskości jest przerażająca. Nic bowiem poza językiem polskim, należącym do rodziny języków indoeuropejsko - słowiańskich, nie pozostało z samorodnej kultury słowiańsko-polskiej, która, co prawda, była prymitywna, ale własna. I jak każda kultura w zetknięciu z innymi cywilizacjami i kulturami miała wszelkie dane na samodzielny rozwój.
3. Dziś bowiem nie zdajemy sobie nawet sprawy z tego, że kiedyś nasi praojcowie, by przetrwać, musieli zgodzić się na rezygnację z własnej, rodzimej tożsamości i kultury. Przetrwanie za cenę tożsamości - to była myśl przewodnia kierujących nawami wielu średniowiecznych państw przedchrześcijańskich w Europie, w tym państwa Polan.
4. Religia oraz system wartości moralnych, czyli wartości chrześcijańskie, które stanowią dziś o tożsamości narodowej Polaka, nie są dziełem ani Polan, ani innych Słowian, ani nawet ludów romańsko-germańskich zachodniej Europy. Ale jest to system etyczny, którego ojcem duchowym jest żyd Jeszua z Nazaretu, czyli Jezus Nazareński, spolszczając. Dodajmy, że wskazania moralne Jezusa zostały przyjęte tylko przez garstkę żydów i właściwie nigdy nie przyjęły się w cywilizacji żydowskiej jako "niemożliwe do zastosowania", jak mówi talmud (pomijamy kwestię tego, że dla prawowiernych żydów Jezus był bluźniercą podając się za Syna Bożego i Boga zarazem). Za to "nauki Chrystusowe" udało się z powodzeniem wyeksportować na szersze wody - do tzw. pogan-politeistów. W końcu prawie po czterystu latach z najniższych warstw społecznych dotarły one aż do elity panującej w największym ówcześnie państwie europejskim, tj. Imperium Romanum. Ale to już nie była zasługa ani Jezusa, ani apostoła Piotra ex-rybaka przeciwnego zresztą nawracaniu nie-żydów, ale Szawła, który porzucił swój faryzeizm i został oddanym uczniem Pana, jak nazywają do dzisiaj Chrystusa-Zbawiciela jego wyznawcy. Za zasługi dla rozszerzenia chrześcijaństwa w świecie został nazwany św. Pawłem (to on powiedział, że "nie masz już ani Żyda, ani Greka, ale wszyscy są braćmi w Chrystusie").
5. Od tego epokowego wydarzenia z IV wieku po Chrystusie - jakim była chrystianizacja Europy, mówi się o chrześcijaństwie jako duchu Europy. Zapomina się jednak o tym, że i "przed Chrystusem" Europa miała swojego ducha - pierwszy opis "igrzysk olimpijskich" odnajdujemy w Iliadzie Homera, która omawia dzieje wojny grecko-trojańskiej z ok. 1200 p.n.e. (wg szacunków współczesnych archeologów); wieczne miasto Rzym powstało w 753 roku p.n.e. Od brzemiennej w skutki chrystianizacji Europy tożsamość Europejczyka miał konstytuować wyłącznie katolicyzm (dopiero reformacja z XVI wieku, która była właściwie rejudaizacją chrześcijaństwa i powrotem do wartości moralnych przedchrystusowych, bo starotestamentowych, zmieniła to na dobre).
6. Niewątpliwie przyjęcie chrztu było kiedyś dziejową koniecznością, lecz dlaczego religia, która kiedyś odarła naszych przodków z ich tożsamości, wciąż wyznacza naszą tożsamość narodową? Uświadamiam sobie ten dramat, kiedy widzę zubożałych i całkiem zmarniałych potomków potężnych i prężnych, a co istotne samorodnych, niegdyś cywilizacji, których tożsamość narodową, tak jak naszą, konstytuuje dziś tylko i wyłącznie judeochrześcijaństwo w rzymskim obrządku i... Matka Boska różnych wsi i miast.
7. Dotąd nie doczekaliśmy się religijnego kultu wartości rodzimych: polskich i słowiańskich, a także niezależnych od tych obcych i importowanych.
Wojciech Jóźwiak widzi w tym tekście tylko moje narzekania i resentyment. Twierdzi, powołując się na Franka Hendersona McEowena, że jeśli u nas kiedykolwiek nastąpi "korzenne odrodzenie, przywrócenie naszych przodczych kości" to poprzez afirmację (???). Ale kości to my mamy w porządku! Tylko duchowość została zawłaszczona. Jak Jóźwiak wyobraża sobie afirmację wartości fanatycznie zwróconych przeciwko temu światu??? To jest równie karkołomne, jak zrobienie z żyda nieobrzezanego; z muzułmanina uległego płci niewieściej konesera win; a z chrześcijanina zwolennika seksu przedmałżeńskiego (zresztą praktykowanego przez Słowian i Słowianki przed chrystianizacją) i naukowej teorii ewolucji. AUT -AUT. Albo wartości tego świata, albo pochwała tamtego - po śmierci.
Chrześcijaństwo zwyciężyło nie poprzez afirmację wartości tego świata, WARTOŚCI POGAŃSKIEGO ANTYKU, tylko poprzez ich całkowite ODRZUCENIE! ODRZUCENIE ŚWIATA BOGÓW i HEROSÓW.
Taki też jest i mój stosunek do WARTOŚCI CHRZEŚCIJAŃSKICH (wyszczekiwanych swego czasu przez W. Cejrowskiego w programie o wymownym tytule: WC KWADRANS). Całkowicie odrzucam najwyższe wartości chrześcijaństwa. Powtarzam: wypowiadam to wszystko przeciw chrześcijaństwu, co i przeciw tej ułomnej religii Pawłowej pisze, wspomniany zresztą przez Jóźwiaka, GENIALNY DYNAMIT - NIETZSCHE. Wcielony i szalony syn DIONIZOSA-BOGA ŻYCIA, a może sam SZALONY BÓG DIONIZOS we własnej, ludzkiej postaci?